Zmaganie się z samym sobą może naprawdę dużo kosztować, dlatego teraz kilka zdań o tym, jak działa motywacja.
- Punkt pierwszy zawsze brzmi tak samo. Zacząć.
Okazuje się, że wiele naszych działań nigdy nie zostaje zrealizowanych tylko dlatego, że trudno nam się za coś zabrać. Kiedy myślimy o kilku godzinach czekającej nas nauki, często odczuwamy zniechęcenie już na samym początku.
Pomocne może okazać się zastosowanie drobnego oszustwa. Kiedy nasz mózg opiera się przed czekającą go robotą, możemy podzielić zadanie na krótsze, bardziej przyjazne części.
Należałoby wtedy powiedzieć sobie coś w stylu:
„Okey, wiem, że nie masz ochoty ślęczeć nad tym wypracowaniem. Po prostu napisz jedno zdanie. Może być kiepskie i nieudane. Nic nie szkodzi.”
Napisanie jednego zdania nie brzmi tak przerażająco, jak to, że będziemy musieli pracować przez godzinę, dlatego nasz umysł czasem daje się naciągnąć. I o dziwo… potem już idzie z górki!
- Zasada druga: deser jest zawsze na końcu!
Nasz mózg to czasami straszny leniuch. Kiedy uświadomi sobie, że czeka go masa pracy, próbuje się z tego jakoś wykręcić. Podpowiada nam wtedy mnóstwo usprawiedliwień, które brzmią dla naszego ucha całkiem sensownie. Niektóre mózgi lubią na przykład powtarzać, że można coś odłożyć na jutro!
Niestety przekładanie na później nie przynosi nam aż tak wielu korzyści, jak chcielibyśmy wierzyć. Zadania odsunięte często wydają nam się jeszcze trudniejsze do zrealizowania, niż były na początku. Na dodatek jeżeli zaczynamy od przyjemności, a dopiero potem bierzemy się za obowiązki, nasz umysł postrzega te drugie trochę tak, jakby były karą, i tym bardziej mu się nie chce.